O 2022 mądrzejsi od nas napisali mądrzejsze rzeczy. Najważniejsze jest, że żyjemy i cały czas idziemy do przodu – raz szybciej, raz wolniej, raz lepiej, raz gorzej. Niektórzy z nas ciągle tworzą muzykę, wszyscy jej słuchają. Oto albumy, które w 2022 zrobiły na nas największe wrażenie:
Damian Kowal
Wybrałem tylko albumy rapowe. W sumie nie wiem dlaczego, bo w 2022 prawie nie słuchałem rapu. Nie zmienia to faktu, że poniżej opisane płyty zapisały mi się w pamięci.
OG Keemo – Mann beisst Hund
Nie rozumiem płyty, którą uważam za największe osiągnięcie hip-hopu w 2022 roku. Nie rozumiem na podstawowym poziomie – jest po niemiecku, języku, którego uczyłem się całą szkołę podstawową i gimnazjum, a którym kompletnie nie umiem się posługiwać. Mógłbym tutaj poczynić dygresję o naturze samego języka, o brakach, które będą obecne w każdym przekładzie, o sensowności słuchania albumu z gatunku, dla którego język jest podstawowym środkiem wyrazu, ale nie zrobię tego. Z co najmniej jednego powodu – w hip hopie jest wiele głupich piosenek, których poziom językowy jest bardzo niski (Kizo i Lil Yachty nie zostaną nigdy Leśmianem czy Baldwinem, ale kocham całą wymienioną czwórkę), a mimo to dają dużo radości.
Żeby w pełni zrozumieć historię opowiadaną w tym albumie, musiałem korzystać z tłumaczeń. Wyłania się z nich opowieść o trójce przyjaciół (Karim/Keemo, Malik i Yasha), którzy żyją w jednym z mogunckich bloków, a ich życie dalekie jest do ułożonego. Kradną, handlują narkotykami, uciekają przed policją, słowem – robią wszystko, co powinni robić bohaterowie rapowych historii. Jednakże mniej więcej w połowie płyty, Karim zakochuje się w Yashy i wtedy zaczynają się zmiany. Powoli dociera do niego fatalizm ich dotychczasowego życia; z wersów wynika, że tylko Karim zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Zmienia miejsce zamieszkania, poświęca się muzyce, Malik zarzuca mu wykorzystywanie ich wspólnych historii dla zysku i sławy, Yasha planuje samobójstwo. Historia kończy się dobrze – Karim przyznaje, że zostanie ojcem i jest szczęśliwy, że zostawił stare życie za sobą.
Mogę tylko domyślać się na podstawie rapowania, że w niemieckim teksty Keemo mają dużą literacką wartość. Zresztą, wszystkie niemieckojęzyczne recenzje, do których dotarłem, twierdzą, że to najwybitniejszy niemiecki album rapowy – w 2022 roku na pewno i prawdopodobnie w całej historii niemieckiego hip hopu.
Produkcja również stoi na wysokim poziomie. Żeby podkreślić marazm i niepewność sytuacji bohaterów, często korzysta z minimalnej perkusji i sampli z mrocznej muzyki klasycznej/noir jazzu. Spodziewajcie się powolnych partii smyczkowych, intensywnych pianin, trzasku winylowej płyty, słowem, wszystkich elementów, za które kochamy truskul.
Piękna rzecz, którą rozumiem na podstawowym poziomie – ładunek emocji, które przekazuje Keemo jest ogromny.
Ka – Languish Arts/Woeful Studies
Największy raper wśród strażaków czy największy strażak wśród raperów? Jedno jest pewne – Ka jest wybitnym poetą i potrafi wspaniale oddać niepewność i pustkę. Ka ma w sobie coś z mędrca i często przywoływanej w opisach rapu figury griota. Wykorzystuje swoje minimalne, pozbawione perkusji podkłady do opowiadania historii o egzystencjalnych trwogach, trudach życia i niepewności jutra. „Just telling my story, glad it’s received as music / it’s a lotta wounds in these tombs, please excuse it”. Jeśli lubicie medytacyjny, spokojny, slamowy w klimacie hip hop, Languish Arts i Woeful Studies na pewno wam podejdą.
(PS. Albumy należy traktować jako osobne byty, ale ciężko jest to zrobić, gdy mają podobną długość, estetykę, tematykę i brzmienie. Nawet wyszły tego samego dnia)
Ghais Guevara – There Will Be No Super-Slave
Nie jest to doskonała płyta i ma swoje problemy (jak choćby flow Guevary, które czasami może wydawać się monotonne i ciężkie do zrozumienia), ale muzułmańsko-komunistyczny rap pełen odniesień do aktualnej sytuacji USA, różnych lewicowych nurtów, Raymana i Spongeboba podany na poszatkowanych truskulowych bitach mających w sobie coś z klimatu memphis rapu powinien zostać zauważony i zapamiętany. Ghais Guevara jest na pewno jedną z najbardziej interesujących postaci we współczesnym rapie i warto śledzić jego kolejne dokonania, bo chłopak może być tylko lepszy.
Kidd
Sprawdziłem kilka płyt z czołówki rapowej tego co wyszło w 2022 w USA. Dużo dobrego, ale nic co by jakoś powaliło. Na listę nie trafiła Griselda, chociaż sporo dobrego dała i nie trafił Billy Woods, chociaż zacny. Przybliżę Wam tylko 4 płyty, które uważam za bardzo dobre i takie do słuchania na ripicie.
Kendrick Lamar – Mr. Morale & Big Steppers
W tym roku wychodzę na psychofana Kendricka, haha. Jebać. Ta płyta zjada wszystkie poprzednie. Pokażcie mi kogoś kto jest tak dorosły, dojrzały, świetny rapowo i tekstowo. Bisz czy Sokół? XD
Wszyscy bali się czy da radę nowym albumem, a on rozwalił dwupłytowym majstersztykiem, szczerym i “vulnerable” do bólu.
Serio, jeśli ktoś ma wątpliwości czy to jego płyta życia, to albo “nie kuma angola”, albo jest tak zakutym łbem, że jebać go kilofem we wszystkie otwory ciała i ciała jego rodziców. I spalić jego kościół. I chatę. Niech zamieszka sobie w internecie albo w klubowym kiblu.
Sam fakt, że “We Cry Together” ma “tylko” 4M wyświetleń świadczy o tym, że słuchaczom ciężko spojrzeć prawdzie w oczy. Wolą tańczyć do refrenów. Kilofem. W plecy.
Sole & DJ Pain 1 – Post American Studies
Sole jak zwykle w awangardzie. Nawet dalej niż zorganizowane ruchy anarchistyczne czy klimatyczne. Żadnych świętości poza przyrodą i sprawiedliwością społeczną. To jest wszystko czego nie chcesz przyswoić, ale wiesz że jest prawdą. Ta płyta przygotuje Cię na najbliższe 10 lat, zgasi resztki nadziei na lepsze jutro, ale też wskaże potencjalną drogę dla świadomej, niezależnej jednostki.
Red Hot Chili Peppers – Unlimited Love
Panowie wydali w tym roku dwie płyty. Jedną beznadziejną, a drugą z Rickiem Rubinem. Myślałem, że już nigdy się nie będę wsłuchiwał w to co robią. Myliłem się. Poetyckie teksty, bez kopa, ale z charakterystycznym sentymentalizmem i tego mogę słuchać jako dorosły papeć.
Soul Glo – Diaspora Problems
Dobre, ostre i na czasie. Nie wiem nawet jak to znalazłem, ale polecam.
Rafał “Raph” Samborski / Anthony Hotbeats
Noise From Iceland – Ey!
Twór znanej polskiej muzykolożki i dziennikarki muzycznej, Kaśki Paluch, od kilku lat rezydującej na Islandii. Coś, co początkowo miało być projektem mającym na celu pokazanie dźwiękowej topografii jej kraju zamieszkania, przekształciło się w pełnoprawny rozpierdalacz parkietów o 4 w nocy. Trochę tu berlińskiego techno, trochę acidu, trochę progressive house’u, a wszystko poprzeplatane fragmentami nagrań terenowych oraz archiwami zbiorów islandzkiego dziedzictwa muzycznego i kulturowego Ísmús. Coś pięknego.
ones – far too long
Nie mam pojęcia i chyba nikt nie wie za bardzo, kto stoi za projektem ones. Wiem natomiast, że brainfeederowa elektronika w pewnym momencie zaczęła mocno zjadać swój ogon, zapominając zupełnie o tym, co początkowo w niej przyciągało. A była to przestrzeń, oddech, głębia, sensualność. To wszystko dostarcza/dostarczają ones. Słychać, że bez Buriala, Lapaluxa czy Teebsa “far too long” nie miałoby szans zabrzmieć tak jak brzmi. Ale właśnie dlatego w świecie alternatywnej elektroniki wydaje się potrzebne. Zwraca tego rodzaju brzmienia do ich korzeni, do brudnego podziemia, gdzie emocje są kluczem.
A klip do “blessing” (tak, numer jest z 2021, ale epka wyszła dopiero w listopadzie 2022) to jebane mistrzostwo i jak ktoś nie rozumie dlaczego, prawdopodobnie miał szczęśliwe dzieciństwo, a jedyny terapeuta jakiego zna to Dr. Phil.
Sudan Archives – Natural Brown Prom Queen
Uwielbiam tak nieoczywiste, eksperymentujące płyty. W jednej chwili najnowsze dzieło Sudan Archives potrafi być pełne soulowych uniesień, w innej psychodeliczne w kalifornijskim stylu, wybuchać swingującymi, łamiącymi kark soczystymi brzmieniami w stylu Stones Throw (którzy wypuścili ten krążek) podkręconymi jazzowymi harmoniami, by potem wrzucać człowieka na pożarcie elektronice (Nosaj Thing gra tu na syntezatorach!). Świetny, niesamowicie przemyślany i cholernie eklektyczny krążek z wyrazistą główną bohaterką śpiewającą niegłupie rzeczy.
Piotrek Markowicz
Brodka – Sadza
Brodka w końcu zrobiła to, co należy i wydała najlepszy materiał w karierze. Wzięła zdolnego, podziemnego producenta, oderwała się od popowo-męsko-graniowej publiki i użyła muzyki do opowiedzenia własnej, prywatnej historii.
Czysty talent sprawił, że Brodka ani przez chwilę nie ześlizguje się w tani sentymentalizm, w wyciskanie łez, w social-mediowe rozliczenia. Choć sytuacja jest beznadziejna – a właściwie już nie ma żadnych sytuacji – to Brodka zachowuje godność i pion do samego końca. Polska płyta roku.
Billy Woods – Aethiopes
Billy Woods nagrał dwie płyty tamtego roku, i ta druga jest nawet lepsza. Ale piszę o tej konkretnie, bo chciałem zalinkować utwór “Wharves”, a jest to najlepszy rapowy numer. Cudowny, złowrogi bit, w którym absolutnie NIC się nie dzieje – wibrafon wibruje, bębny bębnią i czasem bas zadudni. A nad wszystkim zaś wisi nieruchome flow Billy’ego, który naraz łączy niewolnictwo, pracę, wizje odległych krain i cień historii wiszący nad nami, a wszystko to podane w klimacie ponurego, narkotycznego snu.
Jest dla mnie niezwykle inspirującym jak bardzo ascetyczny jest ten numer, a równocześnie jak bardzo ożywczy; jak z jednej strony zanurzony jest w tradycji, a równocześnie jak świetnie rewiduje i odświeża tropy klasycznego brzmienia.
Nie wiem, czy rap przeżyje jeszcze jakikolwiek renesans, wszyscy zdają się szukać, ale nikt nie znajduje; może taki renesans już nie jest możliwy w erze opitych krwią social mediów.
Ale chyba Billy Woods jako jeden z nielicznych wskazał tak intrygujący kierunek na przyszłość.
Fountaines D.C. – Skinty Fia
Zaprawdę wielu śmiałków chciało spróbować stworzyć soundtrack czasów pandemicznych. Zaprawdę, wielu poległo na tym wzgórzu, ale tym, którzy podołali, wieczna chwała i gloria.
Może to kwestia tego, że z klimatów cold-wave’owo-post-punkowych tak blisko do dystopii. Może kwestia tego, że Fountaines D.C. nigdy jakimiś wielkimi wizjonerami i wirtuozami nie byli. A do oddania klimatu paskudnych dwóch lat pandemii naprawdę nie trzeba wirtuozów, trzeba ludzi spomiędzy nas. I gdy wjeżdża “gone is the day, gone is a night”, to z jednej strony wiemy, o którym momencie śpiewa zespół. A z drugiej strony – że idealnie opisuje ducha zastania, oczekiwania, kolejnych potwornych informacji o zgonach i tragediach.
No i znów, kiedy wydawało się, że gitarki są martwe jak Leo Fender i Jim Marshall, ktoś jednak próbuje jeszcze raz i trafia najlepiej ze wszystkich; nie żaden Jaar, nie żaden Burial z piwnicy przegrany, a brytyjskie chłopaki grające jak inne brytyjskie chłopaki 40 lat temu.
Gap1 aka Boom-Gap!
Koledzy z labelu dostarczyli w swoich podsumowaniach mnóstwo ambitnej muzyki. Ale żeby nie było zbyt offowo to ja dorzucę do tego ambeatnego pieca nieco ordynarnego koksu. Skupię się na gatunku, który fascynuje mnie od dłuższego czasu. Chodzi o drill, zwłaszcza w brytyjskiej odmianie. Zacznijmy zatem borować te dziury.
Headie One & M1OnTheBeat
Proste pytanie. Dlaczego ci panowie, bezdyskusyjni królowie aktualnego brzmienia UK drillu, nie wydali jeszcze wspólnego albumu? Headie One to raper nieprzeciętny. W tym samym strumieniu myśli umieszcza zarówno bandyckie historyjki, jak i wrażliwe, choć nie egzaltowane, wyznania o własnych emocjach i uczuciach. Takim trackiem jest na pewno jeden z ostatnich singlów – “Illegal”. Dodaktowo nie da się gościa pomylić z żadnym innym raperem, co chyba samo w sobie jest już wyznacznikiem stylu. Ktoś napisał pod jego kawałkiem na YouTube: “I love how lit he sounds, he raps as if he’s bored out of his mind”. Pełna zgoda. Dodam jeszcze słowo o różnorodności – w repertuarze singli z 2022 r. dostaliśmy kilka pełnoprawnych tracków i każdy w innym klimacie. Tutaj duże zasługi mają też “stali współpracownicy” Headiego, czyli Bandokay i Abra Cadabra (gdzie nowa płyta?).
M1, już weteran produkcji, na nowo definiuje brzmienie brytyjskiego drillu. Ostatnio mój ziomek z redakcji “Braku Kultury”, w żartobliwym tonie, określił, że drill to nie muzyka. Rzeczywiście, w warstwie muzycznej typowe drillowe beaty bywają przesadnie ascetyczne. Jeśli chodzi o instrumentarium M1, to nic z tych rzeczy. Sprawdźcie chociażby “Can’t be us” z Abra Cadabrą i Bandokayem. Obok delikatnej, nieco mrocznej melodii cymbałków, pojawiają się dramatyczne skrzypce, stanowiące zarówno uzupełnienie harmonii, jak i dodatkowy element melodii. M1 poszukuje również nowych brzmień. Coraz więcej w jego produkcjach ciepłych syntezatorów o ambientowym charakterze. Kombinuje także z basem, choć wydawało się, że w kontekście UK drillu dalej pójść już się nie da. Posłuchajcie dynamicznych filtrów i zniekształceń na basie w beacie do “Local”.
CB – Drillers Perspective II
CB jest przestępcą i odbywa właśnie 23 letni wyrok za poważne przewinienie. Ukazał sie jednak jego album i dla mnie to po prostu najlepsze LP, które wyszło w ubiegłym roku. Jeśli chcecie rozpocząć przygodę z tym gatunkiem, płyta CB-ego dobrze wypełni tę misję. Jest mroczna, brutalna ale przebojowa. Tak powinien brzmieć uliczny, zimny rap – sam CB w ten sposób określa swoją twórczość. Liczba gości nie przytłacza, poza tym to CB jest cały czas głównym bohaterem. Nie słucha się tego albumu jak zbioru przypadkowych utworów. Zresztą, DPII lepiej wchodzi w całości, gdy utwory przeplatają się ze skitami. Co do skitów, to niby nic nowego i świeżego, ale zza więziennych krat brzmią autentycznie i dodatkowo legitymizują drillowy styl rapera. Najlepszy kawałek? “King of Drill”, “Rap or Road” (ten eteryczny wokal!) i “Gangland” (numer trapowy, przyjemnie równoważący całą płytę). Odpalajcie! Przeczytajcie też wywiad z samym zainteresowanym, co myśli o muzyce, odsiadce i dlaczego nie pisze tekstów (https://www.complex.com/music/cb-a-drillers-perspective-2-interview/).
Digga D – Naughty By Nature
Jeśli lubicie UK rap to napewno słyszeliście już o Digga D. W jego wykonaniu to nieco ugrzeczniona odmiana drillu, choć nie całkowicie. Ten klimat mieści się gdzieś pomiędzy ekipą OFB a kawałkami Central Cee. W każdym razie, polecam Wam “Naughty By Nature”, bo to zwyczajnie kawałek solidnego brytyjskiego mainstreamu. A zgredy uśmiechną się nieraz, gdyż Digga wykorzystał na tej płycie baaardzo znane sample z muzyki lat 90′ i rapowych hitów lat 00′. Znajdziecie tu więc np. throwback do 50 Centa, czy, po raz setny, melodię z “Children” Roberta Milesa. Najlepsze kawałki? “Stuck in The Mud” i “Main Road”.
Powyższe to oczywiście tylko wierzchołek mojej góry lodowej. Moje serduszko ruszyły jeszcze takie projekty jak „Smoke and Water” (ekipa 67 i Smoke Boys), „Welcome to the Country” (Country Dons) i mixtape Kwengface’a, który z jakiegoś powodu prześlizgnął się do moich bębenków dopiero na koniec roku. O singlach nawet nie wspomnę, bo Wojtkowi nie starczy miejsca na serwerze.
PS. na „Smoke and Water” znajduje się kawałek w stylu drill rock. Tak, dobrze przeczytaliście.