Patryk Szaj: Wersy dają do myślenia – Black Thought

foto: Jakub Bors / screenfool.tumblr.com

„ Even if justice wasn’t blind, she’d never look at us”
Black Thought, Fuel, 2020

TL;DR: Będzie przyspieszony kurs z filozofii polityki. Nie mów, że nie ostrzegałem.

Zacznę z grubej rury. Max Weber w eseju Polityka jako zawód i powołanie opisał i de facto zadekretował istnienie czegoś, co nazwał legitymizmem państwowym, czyli posiadanym przez państwo „prawem monopolu na wywieranie prawomocnej przemocy fizycznej”. Spójrz na ten cytat jeszcze raz i dokładnie przemyśl każdy jego człon: prawo – monopolu – na wywieranie – prawomocnej – przemocy – fizycznej. Gdy patrzysz na to, co Policjant robi z aktywistą Black Lives Matter, z protestującym w żółtej kamizelce, z uczestniczką Strajku Kobiet, z 16-latkiem manifestującym przeciw katastrofie klimatycznej, nie masz prawa się oburzać. Zdaniem Jacques’a Ranciére’a – orient: cios z grubej rury z prawej mańki – Policjant to uosobienie istniejącego porządku społecznego, ktoś, kogo racją istnienia jest troska o to, aby w Prawie państwa nie powstały żadne luki. Zapamiętaj to słowo – luki. Jeszcze do niego wrócę.

Można powiedzieć to inaczej: żyjemy w permanentnym stanie wyjątkowym. Trzeba sobie uświadomić, co to znaczy, i trzeba sobie uświadomić, że stan wyjątkowy jest nieodłączny od monopolu państwa na legalne stosowanie przemocy. Zdaniem włoskiego filozofa Giorgia Agambena (niech to się już toczy tym torem, ciekawe, ilu z was nadal ze mną jest) stan wyjątkowy to ukryty gmach, na którym wspiera się cały dzisiejszy system polityczny. Ilekroć słyszysz Jarosława Kaczyńskiego bajającego coś o suwerenie, wiedz, że prezes odwołuje się wtedy do Agambena (no dobra, może do Carla Schmitta, ale #nikogo). Wydawałoby się, że robi to cynicznie: sytuuje się nie w wyznaczonej mu roli reprezentanta suwerena, ale w roli suwerena jako takiego. Uzurpuje więc sobie prawo, którego nie posiada. Dlatego w działaniach Zjednoczonej Prawicy „wola suwerena” zostaje utożsamiona z „wolą rządu”. Ale to właściwie nie takie proste. To właściwie żadna uzurpacja. Tak naprawdę rząd rzeczywiście jest suwerenem. Suweren to bowiem ten, kto ma moc ustanawiania stanu wyjątkowego, czyli zawieszenia obowiązywania prawa w imieniu samego prawa. Brzmi dziwnie, więc powiem prościej: suweren to ten, kto pozwala Policjantowi bezkarnie zabić za naruszenie prawa stand-your-ground albo psiknąć z pół metra gazem w oczy uczestniczce pokojowego protestu. To są właśnie wyjątki od reguły. Ta ostatnia obowiązuje każdego i każdą, z tym że niekoniecznie. Wiecie, jak u Orwella: wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze. Choć i to sprawa trochę bardziej skomplikowana, ale nie przesadzajmy.

Agamben jest mi potrzebny po coś jeszcze – sorry, zaraz to się ułoży, a w samym centrum stanie Black Thought. Autor książki pod obrzydliwie filozoficznym tytułem Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie zauważył pewien paradoks tkwiący w fundamentalnym dokumencie nowoczesnego porządku państwowego: uchwalonej w czasach rewolucji francuskiej Deklaracji praw człowieka i obywatela (która, kojarz, dekretowała także zasadę suwerenności narodu francuskiego). Paradoks tkwił w spójniku „i”. No bo co to „i” właściwie znaczy? Że prawa przysługują każdemu człowiekowi, a „przy okazji” każdemu obywatelowi? Czy jedynie tym spośród ludzi, którzy posiadają status obywatela? Jak pokazała historia, ta niejednoznaczność ma jednoznaczne konsekwencje: w praktyce prawo państwa narodowego chroni tylko swoich obywateli. Pomyśl o tych, którzy status ten utracili. Pomyśl o uchodźcach tonących w Morzu Śródziemnym. Jeśli oburza cię obojętność wobec ich losu, mylisz się. W logice rządzącej naszym porządkiem społecznym oni po prostu nie istnieją. A, i zapamiętaj kwestię spójnika, wrócę do niej.

Albo… wiesz co? Zrobię to od razu. Jest taka partia, Prawo i Sprawiedliwość. Jak rozumieć spójnik tkwiący w środku jej nazwy niczym wyrzutek sumienia? Jeśli ta zbitka napawa cię pustym śmiechem, zastanów się nad wszystkim jeszcze raz – nie ma w niej nic osobliwego, żadnej sprzeczności, najmniejszego zgrzytu. Kiedy Black Thought w 2020 roku rapuje o ślepej sprawiedliwości, ma na myśli tę samą sprawiedliwość, tę samą jej wizję, co bracia KK (chciałoby się dodać jeszcze jedną literkę symbolizującą, powiedzmy, konserwatyzm, choć co to za konserwatyści, co rozpierdalają wszystkie instytucje państwa), gdy w 2001 roku zakładali PiS. Jest to wizja legalistyczna, w której sprawiedliwość okazuje się nieodłączna od prawa, znajduje się na usługach prawa, stanowi jego harmonijne dopełnienie. Nie przypadkiem ministrowie prawa w III RP to według oficjalnej nomenklatury ministrowie sprawiedliwości.

No i tak samo jest z tą słynną alegorią Sprawiedliwości, co to waży wszystko na szali dobra i zła, a oczy ma przewiązane wstęgą, by nie padł na nią nawet cień podejrzeń o stronniczość. Szkoda, że odważniki stawiane na szalach z góry przesądzają rezultat osądu – coś jak znaczone karty albo oszukane, niewłaściwie wyprofilowane kości – racja stanu waży tu zawsze więcej niż racja jednostki. Jak chcesz, przypomnij sobie spór Kreona z Antygoną. W tej interpretacji Sprawiedliwości War on Drugs (War on Terror, War on Insects, War on Everything) jest czymś sprawiedliwym (słusznym i zbawiennym), a polityka mass imprisonment nie stoi w żadnej sprzeczności z 13. poprawką. Prywatne więzienia też są spoko.

A teraz posłuchaj tego. Sprawiedliwość nigdy nie istnieje. Nigdy nie ma jej tu i teraz. Zawsze jest wyzwaniem rzutowanym w przyszłość, wizją radykalnej demokracji, która nie może, nie powinna się ziścić. Nie dlatego, że radykalna demokracja to mrzonka, ale dlatego, że sam gest uznania za sprawiedliwe czegoś, co już istnieje, jest niesprawiedliwy wobec tego, co wciąż może nadejść. Sprawiedliwość – ta inna, niezwiązana z Prawem, sprzeciwiająca się Prawu w imię civil disobedience – wymaga nie spójników, ale rozspojenia, nie klajstrowania prawa, ale luki w prawie (nie mylić z luką prawną). Tylko dzięki niej potrafimy spojrzeć na tych, na których dotąd byliśmy ślepi. Sprawiedliwość, ta prawdziwa, mieści się właśnie w pęknięciu względem racji stanu, w wyłamaniu się z prawa, w nieposłuszeństwie obywatelskim. Tak mówi (cios z grubej rury, ale przynajmniej z lewej mańki) Jacques Derrida. I ja się z nim zgadzam.

A wiesz, co jest najśmieszniejsze? Że w całym tym tekście nie wymieniłem ani jednego czarnego filozofa. A, i żadnej filozofki. Trzeba dalej zdejmować łuski z oczu. Trzeba rozspajać dalej. I nie chodzi o żadne niszczenie tradycji. Dziedzictwo istnieje tylko po to, by była jakaś przyszłość: „The foundation for creation of a better me / That’s honestly the true definition of legacy, do it”.

Patryk Szaj

„Wersy dają do myślenia” to cykl, w którym Patryk Szaj rozwija swoje refleksje na temat pojedynczych wersów z utworów rapowych. Nie są to interpretacje, ale luźne przemyślenia pod pretekstem poszczególnych linijek, zmierzające nieraz w dość nieoczekiwanym kierunku. Tytuł cyklu nawiązuje do słów XX-wiecznego filozofa Paula Ricoeura: „symbol daje do myślenia”. Zgodnie z nimi symbol nie podlega jednoznacznej interpretacji, ale raczej „przemawia” w konkretny sposób do konkretnej osoby, aktywizuje intelektualnie, pobudza do namysłu. Tak też działają – a przynajmniej powinny działać – wersy.

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.