Rafał “Raph” Samborski: Rap jest od politykowania, cz. 1: Przed rapem był rasizm

foto: Jakub Bors / screenfool.tumblr.com

Kiedy Sokół przed drugą turą wyborów prezydenckich poparł oficjalnie Rafała Trzaskowskiego, uznając obecnego prezydenta Warszawy za mniejsze zło w porównaniu do Andrzeja Dudy, na jego profilu zawrzało. Część krytyki wynikała oczywiście z tego, kogo dany użytkownik nie popierał. Inny powód zawarł się w komentarzach, które można streścić do zdania „rap nie jest od politykowania”. Nie jest? Serio? Gdzie byliście przez te wszystkie lata rapu, który już w pierwszych latach istnienia wypuszczał politycznie zaangażowane rzeczy?

Zanim jednak zajmiemy się tematem politykowania w rapie w Polsce, należy nakreślić sytuację społeczną, w jakiej znajdowali się Afroamerykanie w Stanach do czasu pojawienia się kultury hiphopowej. Pozwoli to lepiej zrozumieć, co działo się później w rapie traktującym o sytuacji polityczno-społecznej. Z uwagi na obszerność tematu, tekst rozbijamy na kilkuodcinkowy cykl, co pozwoli lepiej nakreślić pewne zdarzenia i sylwetki.

Quasi-wolność

Niby niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych zniesiono oficjalnie w 1865 roku i był to jeden z pierwszych ruchów, które zrobiono po zakończeniu wojny secesyjnej. A – co warto wspomnieć – właśnie niewolnictwo było jedną z głównych przyczyn wybuchu wojny między północną Unią a południową Konfederacją. Jednak nawet zwycięstwo północnej Unii nie doprowadziło do równości – czarne osoby postrzegano jako ludzi z mniejszym potencjałem intelektualnym, a ideały Skonfederowanych Stanów Ameryki, uznających przywrócenie wolności Afroamerykanom za zapowiedź zagłady Ameryki, były wśród społeczeństwa bardzo żywe. W końcu USA było od początku krajem bardzo wierzącym, a kiedy jeden z czołowych pastorów bronił niewolnictwa, powołując się na Biblię, to musiała to być koncepcja słuszna, prawda?

Zaraz po zniesieniu niewolnictwa utworzono Ku Klux Klan, który początkowo za swój cel obrał pomoc weteranom Konfederacji, ale z czasem zaczął potajemnie terroryzować kolorową społeczność, tłumacząc to walką o prawa białych (sic!). Po kilku latach Ku Klux Klan zdelegalizowano, ale jeszcze do tego powrócimy. Gwoździem do trumny dla Afroamerykanów były prawa Jima Crowa przyjmujące zasadę „równi, ale oddzielni”. Zgodnie z orzeczeniem wyroku Sądu Najwyższego z 1896 roku zniesienie niewolnictwa nie zabroniło wprowadzenia segregacji rasowej. Pojawiły się więc miejsca, do których osobom ciemnoskórym nie można było wejść, przystanki „wyłącznie dla kolorowych”, a w stanie Missisipi za głoszenie idei równouprawnienia groziła kara grzywny do 500 dolarów lub pozbawienie wolności.

Masakra w Atlancie

Mieszkająca w Atlancie Margaret Mitchell, autorka „Przeminęło z wiatrem”, spędzała swoją młodość, spacerując z weteranami wojny i słuchając ich opowieści. Po latach wspominała o widmie „czarnej bestii”: nieokiełznanej seksualnie i niemożliwie agresywnej osobie pochodzenia afrykańskiego. Wystarczyła więc iskra, by wzniecić zamieszki.

Taką iskrą była informacja, jaką 22 września 1906 roku wydrukowała jedna z lokalnych gazet: czterech czarnych mężczyzn zostało oskarżonych o gwałt na białej kobiecie. Mitchell po latach wspominała strach, jaki wtedy czuła wobec osób ciemnoskórych. Konsekwencja wydruku artykułu? Kilkudziesięciu białych mężczyzn spacerowało po ulicach Atlanty, aby mścić się na każdym „kolorowym”, którego spotkają. Z czasem grupa samosądu rozrosła się do 10-15 tysięcy osób. Kolejnego dnia „New York Times” (a teraz zobaczcie sobie dystans między Nowym Jorkiem a Atlantą) wydrukował informację o ofiarach wśród osób ciemnoskórych: 25-30 zamordowanych (w również kobiet) oraz 90 rannych. A były to statystyki obejmujące sytuację wyłącznie do 2 w nocy! Ile naprawdę zginęło osób? Tego nie wie dziś nikt.

Lokalne służby porządkowe zaczęły interweniować dopiero o pierwszej w nocy, choć de facto zaczęły się organizować o 6 rano. Jak zamieszki skomentowało burmistrz miasta Atlanty, James G. Woodward? „(…) jedynym rozwiązaniem [wobec zamieszek rasowych] jest usunięcie przyczyny. Tak długo, jak czarne bestie będą atakować nasze kobiety, tak długo będziemy się z nimi bezceremonialnie rozprawiać”.

Większość Afroamerykanów uciekło z miasta, szereg zarządzanych przez nich biznesów musiało zostać zamkniętych, a im samym nie pozwalano sprawować absolutnie żadnych funkcji. Na dodatek, pomimo tego, że o masakrze w Atlancie pisano w gazetach w całym kraju, trudno było znaleźć później wzmiankę o nich w dokumentach czy podręcznikach historycznych.
Trzeba tu wiedzieć jedną rzecz: w południowych stanach mieszkało aż 90% społeczności Afroamerykańskiej. Masakra w Atlancie była jedną z szeregu zamieszek na tle rasistowskim, które ostatecznie doprowadziły do wielkiej migracji Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych.

Trzeba przy tym wiedzieć, że nie było absolutnie żadnych dowodów obciążających czterech mężczyzn za rzekomy gwałt, który rozpoczął całą sytuację. Rzekomy, bo istnieją duże przesłanki sugerujące, że nie miał on nawet miejsca.

Postacie w kapturach to nie mnisi

Nic to: w 1915 roku w kinach pojawił się film „Narodziny narodu” – przełomowy jeżeli chodzi o technikę montażu i skalę kręcenia, a od strony fabularnej z pewnością poszerzający i tak ogromne nierówności społeczne. Film opowiadał bowiem o… założeniu Ku Klux Klanu. Afroamerykanie w filmie zostali przedstawieni jako zagrożenie, wobec którego zwaśnione niegdyś rody łączą siły i zakładają KKK, by doprowadzić do odrodzenia narodu amerykańskiego.

Pod wpływem filmu w Atlancie doszło do reaktywacji Ku Klux Klanu, który już w latach 20. XX wieku miał 5 milionów członków, w tym szereg polityków. Przez ten fakt z organizacją liczył się nawet rząd Stanów Zjednoczonych, przymykając oko na liczne akty dyskryminacji, jakich dopuszczali się mężczyźni w kapturach. Wraz z zamknięciem Wielkiego Maga (najwyższe stanowisko w KKK), Edwarda Clarke’a, w szpitalu dla obłąkanych w 1932 roku, KKK stopniowo utracał swoją zhierarchizowaną strukturę i na krótko przestał istnieć. Po II wojnie światowej działał w formie małych grupek, by w latach 60. powrócić w pełni.

A trzeba wiedzieć, że nastroje rasistowskie dalej mocno się utrzymywały wśród społeczeństwa. Najdobitniej świadczy o tym bezsensowna śmierć 14-letniego Emmetta Tilla – afroamerykańskiego chłopaka, który w 1955 roku przyjechał z Chicago na wakacje do swojego wujka w Money w stanie Missisipi. Inteligentny chłopak kupił w okolicznym sklepie gumę balonową za 2 centy. Obsługiwała go biała ekspedientka, która twierdziła, że chłopak na pożegnanie powiedział jej “bye, baby”. Niestety, nie miał pojęcia o różnicach między segregacją rasową na północy, a tym, co działo się na południu. Z powodu tych dwóch słów następnego ranka mąż ekspedientki – a przy okazji właściciel sklepu – odwiedził chłopaka z bronią w domu jego wujka. Wyciągnęli Emmetta z łóżka pod groźbą broni i torturowali go, wybijając mu oko, aż w końcu zabito go strzałem w głowę i wrzucono ciało do rzeki. Zwłoki chłopaka znaleziono 3 dni później, ale były tak zniekształcone, że rozpoznano go wyłącznie po pierścionku, który miał na palcu.

Myślicie, że oskarżonych spotkały konsekwencje? Skądże – pięciu znanych prawników wzięło ich w obronę, a ci zostali ostatecznie uniewinnieni przez ławę oskarżonych. Wymyślanie zdarzeń, składanie fałszywych zeznań – to wszystko miało tam miejsce. Afroamerykańska społeczność po procesie uświadomiła sobie, że przemoc, która dosięgnęła Emmetta, może dosięgnąć ich wszystkich. Szczególnie że ruchy białych suprematystów zapowiadały zemstę na ciemnoskórych obywatelach za oskarżenie “swoich” o śmierć chłopaka.

Emmett Till stał się jedną z postaci-symboli rodzącego się ruchu na rzecz praw obywatelskich. Jego sprawa świadczy doskonale o tym, że działania białych suprematystów, w tym Ku Klux Klanu, miały ogromne poparcie wśród białych obywateli południa i jeżeli nic się z tym nie zrobi, to ci niestety, mogą pozostać bezkarni.

A okrucieństwo suprematystów ukazało się w pełni 15 września 1963 roku, kiedy to czterech członków KKK podłożyło 19 lasek dynamitu z zapalnikiem czasowym pod baptyjski kościół w Birmingham w stanie Alabama, do którego uczęszczali Afroamerykanie. W wyniku zamachu zginęły cztery dziewczynki – jedna 11-latka oraz trzy 14-latki, a od 14 do 22 osób zostało rannych.

Cel nie był przypadkowy – w Birminghan od stycznia prowadzona była kampania mająca na celu zniesienie praw Jima Crowa, m.in. niemożność głosowania w wyborach przez osoby inne niż białe. Nie dość, że miasto było uznawane za miejsce, w którym dochodziło do największej liczby zamachów na tle rasowym, to sam komisarz miasta ds. bezpieczeństwa publicznego, Bull Connor, był zatwardziałym białym suprematystą, chętnie nawołującym do dyskyminacji rasowej i wykorzystującym do tego siły policyjne.

Przed zamachem w mieście miało miejsce 21 incydentów z udziałem materiałów łatwopalnych (bez ofiar) na nieruchomości należących do Afroamerykanów. Zdarzenia te sprawiły, że miasto nazywane było Bombinghanem. Na głos sprzeciwu nie trzeba było czekać długo: uczniowie w mieście wychodzili protestować na ulicę i centralnym miejscem ich spotkania był wspomniany wyżej kościół na 16. ulicy – znane miejsce spotkań działaczy na rzecz praw obywatelskich i centralny punkt kampanii w Birmingham. Zdarzenie to zostało zapamiętane w historii jako Dziecięca Krucjata. Ostatecznie prawa Jima Crowa przestały obowiązywać w Birmingham w czerwcu 1963 roku, co oczywiście doprowadziło do szewskiej pasji białych suprematystów.

W wyniku działań w mieście wybuchły zamieszki, które doprowadziły do kolejnych tragedii. W tym do śmierci 16-letniego Johny’ego Robinsona, zastrzelonego przez policjanta, jeżdżącego radiowozem z przypiętymi konfederackimi flagami – powodem zabicia Robinsona miało być to, że ten rzucał w rzeczony radiowóz kamieniami.

Imiona i nazwiska czterech zamachowców znano już w 1965 roku, ale w akt oskarżenia postawiono tylko trzech z nich i ich dopiero w 1977 roku. Przyczynił się do tego fakt, że w 1968 sprawa została zamknięta na wniosek niesławnego dyrektora FBI, Johna Edgara Hoovera, który blokował wówczas wszelką możliwość aresztowania sprawców. Dlaczego? Cóż, tego oficjalnie nie wie nikt, ale wiele mówiło się o daleko sięgających mackach ludzi związanych z Ku Klux Klanem.

Sprawa nie obeszła protestanckiego pastora, Martina Luthera Kinga, który wysłał telegram do ówczesnego gubernatora stanu Alabama, George’a Wallace’a – w wiadomości napisał “Krew czworga dzieci jest na twoich rękach. Twoje nieodpowiedzialne i błędne decyzje wytworzyły w Alabamie i Birmingham atmosferę, która doprowadziła do ciągu przemocy, a teraz morderstw”. Zdarzenia i następstwa kampanii z Birmingham były kluczowymi wydarzeniami w dążeniach Martina Luthera Kinga do zniesienia segregacji rasowej, prowadzącymi do być może najważniejszego wydarzenia, o którym wspomnę, czyli Marszu na Waszyngton.

Miałem sen jak Martin Luther King

Wspomniany protestantyzm jest zresztą bardzo ważnym elementem całej układanki, gdyż zakłada, że Bóg wynagradza za ciężką pracę. Tymczasem Stany Zjednoczone zostały zbudowane rękami niewolników, których potomkowie w dalszym ciągu niewiele z tego mieli. Wiara protestancka w odmianie baptyjskiej, silna wśród afroamerykańskiej społeczności, prowadziła więc do rosnącej frustracji. Pastor Martin Luther King szybko doświadczył w swoim życiu nierówności społecznych i zainspirowany przez pacyfizm Gandhiego postanowił z nimi walczyć metodą zakładającą nieużywanie przemocy (non violence). Kiedy w 1955 roku Rosa Parks nie ustąpiła miejsca w autobusie białemu pasażerowi, co było niezgodne z ówczesnym prawem, King dołączył do działaczy społecznych głoszących bojkot komunikacji miejskiej. Nie mógł wówczas przypuszczać, do czego doprowadzi ten spontaniczny akt odwagi.

Z czasem KIng jeździł po całym kraju i zjednał sobie coraz większą liczbę zwolenników. Zaowocowało to założeniem Konferencji Przywódców Chrześcijańskich Południa, walczącej z segregacją rasową. Faktycznie, działalność Kinga pozbawiona aktów przemocy i liczne agresywnie tłumione marsze (podczas których Martin Luther King i jego zwolennicy byli niejednokrotnie bici przez służby i aresztowani), o których robiło się głośno także poza Stanami Zjednoczonymi, doprowadziły do stopniowego porzucania przez poszczególne stany taktyki izolacji ras.

Najważniejszym momentem działalności Kinga był Marsz na Waszyngton. Pastor, po sukcesach kampanii w Birmingham, miał spotkać się z braćmi Kennedy, którzy jednak nie dotrzymali swojej obietnicy. King – wcześniej oficjalnie udzielający poparcia J.F. Kennedy’emu – głośno o tym mówił, zarzucając prezydentowi niesłowność. Wrócił więc do pomysłu, aby zorganizować Marsz na Waszyngton z 28 sierpnia 1963. Sama idea zaczerpnięta została z marszu z 1913 roku, kiedy to 8 tysięcy kobiet szło w stronę Kapitolu, domagając się przyznania osobom płci żeńskiej praw wyborczych. W Marszu na Waszyngton wzięło udział aż 200 tysięcy osób, a wydarzenie transmitowane było przez 3 stacje telewizyjne. Podczas niego Martin wygłosił swoją legendarną przemowę „I have a dream”.

Postulaty, w którym domagano się równych praw do pracy, edukacji i praw, dzięki telewizji dotarły wówczas do milionów osób w całych Stanach Zjednoczonych. Chwilę później King spotkał się z J.F. Kennedym, który pochwalił inicjatywę Konferencji Przywódców Chrześcijańskich Południa. Przyczyniło się to bezpośrednio do podpisania ustawy o prawach obywatelskich.

Czy ustawa coś zmieniła? Z pewnością, ale warto pamiętać, że nawet po jej podpisaniu zmienić musiała się także mentalność obywateli Stanów Zjednoczonych, o co jest zawsze najgorzej, szczególnie że Ku Klux Klan dalej funkcjonował. Co więcej, King był podsłuchiwany przez FBI, podejrzewany o kontakty z komunistami i oskarżany przez dyrektora FBI Johna Edgara Hoovera o bycie „największym łgarzem w historii USA”. Martin Luther King został zamordowany w Memphis 5 lat po Marszu na Waszyngton. I nawet po ponad 5 dekadach od tamtego wydarzenia w sprawie zamachu pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Protestancki pastor podzielił tym samym los zastrzelonego w 1965 roku byłego członka Narodu Islamu, Malcoma X.

Pokój nie jest drogą

Malcolm X teoretycznie wydaje się stać po zupełnie innej stronie skali niż Martin Luther King. Malcom Little był synem ministra Kościoła baptystów, którego rodzina narażona była na ataki ze strony rasistowskiej organizacji zwanej Czarnym Legionem. W wyniku jednego z takich ataków dom Malcolma został podpalony, a dwa lata później ciało jego ojca, Earla Little’a, zostało odnalezione na torach. Chociaż rola Czarnego Legionu była oczywista, policja uznała oba te zdarzenia za wypadki. Co więcej, wybitnie uczący się Malcolm Little szybko został sprowadzony na ziemię przez swoich nauczycieli – po ogłoszeniu przez młodziaka, że chciałby zostać prawnikiem, jeden z belfrów powiedział mu, by zaczął marzyć o zawodzie bardziej odpowiednim dla ciemnoskórej osoby. To sprawiło, że zniechęcił się do nauki, którą ostatecznie porzucił na rzecz życia na ulicy i sprzedawania narkotyków.

Kiedy w 1946 roku został skazany na 10 lat więzienia, zainteresował się Islamem i zaczął tworzyć fundamenty pod system wartości, który później promował. Biorąc pod uwagę doświadczenia swoje, swoich pobratymców i przodków oraz nauki przywódcy Narodu Islamu, Elijaha Muhammada, zaczął głosić, że biali wysługują się czarnymi, kiedy to osoby ciemnoskóre są oryginalnymi mieszkańcami świata. Po wyjściu z więzienia Little dołączył do Narodu Islamu zrzeszającego ciemnoskórych wyznawców religii mahometańskiej i zmienił swoje nazwisko na X. Z uwagi na swoją nieziemską charyzmę i umiejętności krasomówcze szybko stał się jednym z najważniejszych działaczy organizacji.

Jak każdemu działaczowi walczącemu o prawa ciemnoskórych osób, FBI szybko założyło mu teczkę i podsłuchy, podejrzewając o kontakty z komunistami. A swoje obawy mogli mieć, bowiem Malcom coraz częściej pojawiał się w programach telewizyjnych i radiowych, by szerzyć idee Narodu Islamu, jednocześnie krytykując chociażby metody działania Martina Luthera Kinga.

Po zamieszkach w 1962 roku w Los Angeles, w wyniku których zostało zabitych sześciu czarnych muzułmanów, Malcolm X zaczął coraz bardziej zbliżać się do ruchu na rzecz praw obywatelskich, by wspólnie opracować plan przeciwdziałaniu przemocy policji. W 1964 roku odszedł z Narodu Islamu, rozczarowany swoim mentorem, Elijahem Muhammadem. Ten nie dość, że miał nieślubne dzieci, mimo dość wyraźnego zakazu cudzołóstwa obowiązującego w Narodzie Islamu, to jeszcze kilka miesięcy wcześniej zawiesił Malcolma X w prawach pastora organizacji z uwagi na złamanie zakazu komentowania śmierci J.F. Kennedy’ego.

Jeszcze w tym samym roku X wybrał się do Mekki i poznając tamtejszych działaczy muzułmańskich oraz północnoafrykańskich działaczy rewolucyjnych, po raz pierwszy otworzył się na współpracę z białymi. Wówczas jego poglądy uległy mocnej przemianie. O wyzyskiwanie przestał oskarżać już białych jako takich, a elity kraju. Podkreślał też, że rewolucja nie będzie miała charakteru rasowego, zmierzając coraz bardziej w stronę idei marksistowskich. Nie podobało się to działaczom Narodu Islamu, którzy wciąż nie mogli się pogodzić z odejściem Malcolma z organizacji, ani z tym, że odszedł od idei czarnej supremacji, by coraz częściej stawiać na dialog. Ostatecznie oskarżyli go o hipokryzję. I to właśnie z rąk działaczy tej organizacji Malcolm X miał zginąć w lutym 1965. Teoretycznie, bo tak jak w przypadku śmierci Martina Luthera Kinga, nie wszystko jest tu jasne.

Pięści w górę, pięści w górę

Aktywność Malcolma X i Martina Luthera Kinga, mimo różnych podejść, zainspirowała społeczność afroamerykańską w całym kraju. W tym przyczyniła się do powstania w Oakland lewicowej organizacji znanej jako Partia Czarnych Panter. Członkowie postrzegali Afroamerykanów jako naród odrębny od Amerykanów, przez co jednym z ich postulatów było wyłączenie czarnej społeczności ze służby wojskowej (sami tworzyli patrole obywatelskiej samoobrony). Równie ważnymi kwestiami były chęć tworzenia własnego systemu edukacji czy walka o zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin. W przeciwieństwie do wielu innych ruchów obywatelskich, Czarne Pantery łatwo wcielały swoje pomysły w życie: partia tworzyła szkoły społeczne, programy dożywiania i kursy dla najmłodszych członków czarnej społeczności Stanów Zjednoczonych.

Czarne Pantery wziął sobie na celownik – tak, tak – John Edgar Hoover, wspomniany już wcześniej szef FBI, który nazywał partię największym zagrożeniem bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. FBI po latach przyznało się do celowego prowokowania strzelanin z udziałem Czarnych Panter, w tym do słynnego incydentu, gdy 2 grudnia 1969 roku zastrzelono dwóch członków organizacji, posyłając w ich stronę 98 pocisków, na co ci odpowiedzieli… jednym. Nie, nie mowa tutaj wyłącznie o wystrzałach ze strony zastrzelonych mężczyzn, ale o całej grupie członków Czarnych Panter, która przebywała razem z nimi. Co więcej, FBI wysyłało fałszywą korespondencję, aby napuszczać członków różnych gangów ulicznych na poszczególne komórki Czarnych Panter. Aż w końcu na przełomie lat 60. i 70. policja federalna organizowała masowe akcje mające na celu zakończenie działalności Partii. Garść statystyk dla zobrazowania: 28 zabitych, 30 rannych, 300 aresztowanych. Brak wewnętrznej zgody co do planów odnośnie dalszej działalności Czarnych Panter doprowadziła do rozbicia partii na mniejsze organizacje – część z nich zradykalizowała się i przyjęła postawę bojową, inne wręcz przeciwnie, postawiły na pacyfizm i próbę negocjacji.

Idee Czarnych Panter, Narodu Islamu oraz aktywność Martina Luthera Kinga i Malcolma X bardzo wpłynęły na ciemnoskórych artystów, z których część powołała Ruch Czarnej Sztuki (Black Arts Movement), a pozostali, niezrzeszeni w organizacje, wyrażali poglądy zbieżne z ruchami na rzecz praw obywatelskich (Gil Scott-Heron, The Last Poets, Marvin Gaye). Ci z kolei bezpośrednio wpłynęli na zaangażowanych rapowych artystów pokroju Public Enemy czy Black Star. W jaki sposób? O tym w kolejnych częściach naszego cyklu.

Rafał „Raph” Samborski

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.