Kultura hiphopowa ociekała męskością rozumianą bardzo stereotypowo: brak wrażliwości, powściągliwość od emocji, mizoginizm, homofobia. Jednak w ostatnich latach społeczeństwo uległo dość wyraźnym transformacjom. Podobnie zresztą środowisko rapowe. Co się zmieniło, dlaczego do tego doszło i w którą stronę to zmierza?
„George’a Busha nie obchodzą czarni ludzie”, wykrzyknął w 2005 roku Kanye West w transmisji telewizyjnej, mającej na celu uzbieranie pieniędzy na pomoc ofiarom huraganu Katrina. „Rapu nie obchodzą mniejszości”, mógłby odpowiedzieć mu ktokolwiek inny, a raperzy masowo biliby wówczas brawo z dumy. Mimo zasług rapu w dziedzinie budowania tożsamości wśród czarnoskórych czy Latynosów (a w innych krajach nawet Pakistańczyków), w dalszym ciągu była to dziedzina, która przez długi czas nie chciała poruszać tematów – nazwijmy to – bardziej progresywnych społecznie. Ba, na bagnetach miała zawieszone hasła o nieakceptacji gejów i lesbijek, a kobiety powszechnie traktowano jako postacie służące do zaspokojenia własnych potrzeb seksualnych.
Nie bez powodu w „Ego trip – książce o rapie”, pozycji złożonej z rankingów typu „10 naj… w rapie”, znajduje się lista najbardziej homofobicznych czy mizoginistycznych linijek w historii gatunku. To nie były nigdy rzeczy, które trzeba było wyszukiwać z lupą. Dla takiego Ice Cube’a „suka” była tylko kolejnym synonimem słowa kobieta. Busta Rhymes z kolei pytany podczas wywiadu o homoseksualizm w hip-hopie zaczął się nerwowo śmiać, wyszedł z pokoju ze słowami na ustach „Nie będę gadał o tym gównie”.
Perfidnie wykorzystał ten fragment w swoim klipie „Which Side Are You On?” B. Dolan, który mówi wprost: „Kto napisał najlepsze zwrotki naszego pokolenia/A sam nie może wyjść spod swojego małostkowego tripu?/To ci sami, którzy twierdzą, że walczą w linii frontu/I bez zastanowienia używają słowa „pedał” jako punchline’a” (tł. własne).
Nawet raperzy znani jako bardziej świadomi (wręcz oświeceni), tacy jak Mos Def, Common czy Q-Tip, nie bali się nazywać swoich adwersarzy „pedałami” (ang. faggot): heteroseksualizm postrzegany przez nich jako ta lepsza orientacja miał górować nad domniemaną gejowską uległością czy wręcz kobiecością, ergo: uznawali homoseksualizm za coś o wiele, wiele gorszego.
Nagły zwrot
To dość przewrotne, gdy lata później Ice Cube czy Busta Rhymes wypowiadają się w zupełnie innym tonie. Taki Tyler, The Creator – rzucający niegdyś homofobiczne wersy – teraz sam zostawia tropy sugerujące, że z tym jego heteroseksualizmem to nie jest do końca tak wszystko jasne.
Głosy opowiadające się za tolerancją wobec LGBTQ zaczęły się nasilać na początku lat 10. XXI wieku. Murs w porywającym storytellingu „Animal Love” opowiada historię gejowskiej pary, w którym jeden z mężczyzn żyje w konflikcie między swoją orientacją a środowiskiem, w którym dorastał. Były członek Living Legends do klipu ubrał koszulkę z napisem „Legalize gay. Repeal Prop 8 Now”. Rzeczona ósma poprawka, którą należało odrzucić, była propozycją zakładającą zakaz brania ślubów przez pary homoseksualne w Kalifornii. Aż przez 5 lat (od 2008 do 2013) była przedmiotem żywej dyskusji w – wydawałoby się – jednym z najbardziej otwartych na środowiska LGBTQ stanów w kraju George’a Washingtona.
W podobnym czasie Macklemore i Ryan Lewis wypuścili „Same Love”, które stało się wręcz nieoficjalnym hymnem wszelkich dyskusji, jakie przetoczyły się wówczas na temat małżeństw homoseksualnych w całych Stanach Zjednoczonych.
Im dalej w las, tym więcej akceptacji w środowisku, w którym homofobia była postrzegana niegdyś jako jeden z filarów. Skąd w ogóle pojawiła się ta zmiana? Czy przyczynił się do tego coming out Franka Oceana, którego wiele osób ze środowiska gratulowało? Sukces filmu „Moonlight”, którego głównym tematem była próba odnalezienia swojej tożsamości kulturowej i seksualnej przez członka afroamerykańskiej społeczności?
„Myślę, że każda z tych rzeczy dołożyła swoją istotną cegiełkę, ale kluczowa była legalizacja małżeństw homoseksualnych w USA przy silnym wsparciu Baracka Obamy. Obama nie tylko „akceptował” i „tolerował” LGBTQ: on bardzo wyraźnie dał Afroamerykanom do zrozumienia – powołując się na słowa samego Martina Luthera Kinga – że dzisiejsza walka o prawa mniejszości seksualnych de facto niewiele się różni od ruchu na rzecz praw obywatelskich z lat 60. i żadna mniejszość nie powinna być dyskryminowana” – mówi Piotr Dobry, dziennikarz kulturalny, najbardziej kojarzony ze swoich tekstów propagujących kino afroamerykańskie, które niegdyś publikował między innymi w papierowym Ślizgu, a teraz robi to w miesięczniku Kino.
A co w Polsce?
W Polsce jest jednak inaczej: niedawny ranking ILGA Europe wykazał, że to właśnie w kraju nad Wisłą osoby nieheteronormatywne spotykają się z najmniejszą akceptacją. A ponieważ jakie życie, taki rap, to nic dziwnego, że w polskim rapie znajdziemy multum negatywnych słów na temat osób ze środowiska LGBTQ.
Wojtek Sokół nie krył się nigdy ze swoimi poglądami, mówiąc nieraz w wywiadach, że środowisko hiphopowe nigdy nie zaakceptuje – jak to określał – „pedałów”. Trudno uwierzyć, że człowiek, który odpowiadał za najbardziej obrazowe linijki w polskim rapie, jednocześnie bez skrępowania rzuca w wywiadzie dla gazeta.pl słowa „Takie słowo jak ‘pedał’ jest naturalnym zwrotem, którego nie wiem czemu powinienem unikać. Nie jestem przy tym homofobem, a normalnym człowiekiem”. Nie zauważa przy tym problemu kontekstowo-znaczeniowego swojej wypowiedzi. Eldo swego czasu w wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówił: „Uwierz mi, że ja będę pierwszym, który będzie się śmiał z rapera geja, jeśli go zobaczę czy usłyszę. Taki człowiek w Polsce nie przeżyłby minuty na scenie. Akustyk odłączyłby mu kable”. O.S.T.R bez cienia zająknięcia opowiada na epce z Magierą „Ponoć pedały lubią różowy kolor/Heterofoby próbują zgnoić świadomość”.
Do tego znaczna część z raperów będących anty-LGBTQ powołuje się na polityczną poprawność, jakby nie rozumiejąc, że ich domniemana walka z polityczną poprawnością to często jedynie wytrych do wygłaszania obraźliwych opinii i bycia skrajnym bucem. Wynika to też po części z faktu, jak prawicowe media przesunęły znaczenie słów „polityczna poprawność”, stawiając je w opozycji do „wolności słowa” – tymczasem zgodnie z zamierzeniem twórców pojęcia, nie są to wcale przeciwieństwa.
Szansa na zmianę
A jednak w młodszym pokoleniu raperów można dostrzec nadzieję na zmianę. „Jestem Polakiem, nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem”, nawinął Bedoes w utworze „1998 (mam to we krwi)” – swoim najbardziej esencjonalnie rapowym numerze od czasu „Gustawa”. Głośno było o wersach Taco Hemingwaya „Jak masz dziewczynę to zabieraj ją na randki, koleś, jak masz chłopaka, to zabieraj go na randki”. Pytam moich rozmówców, jak odebrali te wersy.
„Myślę, że zmiana podejścia już się dokonała, co widać chociażby po tym, co mówi Żabson, czy po Bedoesie, występującym w spocie kampanii przeciw homofobii. To od artystów nowej fali hip-hopu należy oczekiwać takiej zmiany, bo to ich popularność będzie tworzyła przyszłą rzeczywistość i scenę. Starsi gracze tkwią we własnym świecie, gdzie rolę grały inne ideały i wartości. Kwestia tego, by przestać się ich bać” – mówi Karol Ludwikowski, autor bloga muzycznego Rock’n’Karol oraz aktywista w środowisku LGBTQ. Piotr Dobry z kolei odpowiada: „Nie jestem ich targetem, ale moja córka ich słucha i przyjmuje te treści zupełnie naturalnie. Mam dzięki temu wrażenie, że homofobia polskiej sceny hiphopowej będzie topnieć proporcjonalnie do mentalnych zmian pokoleniowych”.
„Bedoes i Taco zdecydowanie przetarli szlaki, nie bali się głośno powiedzieć, co myślą. Podejrzewam, że nie chodziło im nawet o postawienie się po którejś ze stron barykady, ale uświadomienie słuchaczy, że każdy ma prawo być tym, kim chce. W przypadku Bedoesa, myślę, że ktoś, kto doświadczał upokorzenia i odrzucenia, wie najlepiej, co to za uczucie, dlatego sam nie chce go fundować drugiemu człowiekowi” – mówi Natalia Zygmunt, doktorantka Uniwersytetu Łódzkiego, badająca wykorzystanie możliwości, jakie daje kultura hiphopowa w metodach resocjalizacyjnych; przy okazji znana również jako raperka Zyga , a prywatnie od kilku lat szczęśliwa w związku z osobą tej samej płci.
„Takie teksty i postawy uważam za dobry zwiastun. Pojawiają się raperzy, którzy reprezentują inne wartości albo też nic nie robią sobie z tych, które wcześniej były uznawane za wiodące i właściwe” – wtóruje jej Emilia Stachowska, badaczka kultury hiphopowej, autorka bloga Ładne Piosenki, dodając – „Coraz częściej powtarzam, że nie ma jednego rapu, tak więc dobrze, że ta różnorodność poglądowa i odchodzenie od stereotypów jest już zauważalne”.
Otóż to: stereotypy. Moi rozmówcy zauważają, że te powszechne w rapie niezbyt różnią się od tego, co można usłyszeć na co dzień w przekazach mediowych. „Chłopak i dziewczyna – normalna rodzina”, „gej to pedofil”, to wszystko się pojawia. „Te stereotypy są o tyle bolesne, że lokują osoby homoseksualne poza tzw. ‘normalnym’ społeczeństwem: przedstawiają osoby nieheteronormatywne jako pozbawione prawa do szczęścia, miłości, zakładania rodziny” – mówi Stachowska.
Homo-rap w Polsce – czy to możliwe?
A czy odbiorcy będą gotowi na homoseksualnego rapera? „Uważam, że scena nie będzie miała wyjścia, żeby zaakceptować swoich słuchaczy, którzy są różni. W końcu ktoś będzie musiał zrobić ten pierwszy krok. Zresztą w podziemiu jest już dużo homoseksualnych raperek, zdziwiłbyś się ile, ale nie będę tu rzucać ksywkami” – mówi Zyga, przypominając, że Vienio w 2013 stwierdził, iż pojawienie się mniejszości homoseksualnej jest w hip-hopie nieuniknione, po czym zagrał z Mykki Blanco podczas OFF Festivalu. Tak, ten sam Vienio, który lata współtworzył Molestę oraz duet z Pelsonem – ten drugi w „Dla społeczeństwa” nawijał „Dla społeczeństwa jestem zacofańcem/A tolerancja wytyka mnie palcem/Gdy próbują coś wskórać różowi chłopcy/Chcą praw do adopcji, ale nie ma takiej opcji”.
Piotr Dobry mówi wprost: „Myślę, że odbiorcy rapu w Polsce byliby gotowi nawet na rapera-reptilianina, przy czym musiałby być po prostu dobrym raperem. Orientacja, płeć, rasa – jakie ma to znaczenie dla normalnego człowieka przy ocenie efektu artystycznego? Najwspanialsze dokonania w dziejach muzyki popularnej pochodzą często od osób queer: David Bowie, Freddie Mercury, Grace Jones, Ma Rainey”. I trudno się z nim nie zgodzić. Szczególnie patrząc na to, jak polscy słuchacze rapu entuzjastycznie zareagowali chociażby na Brockhampton, którego liderem jest Kevin Abstract – zdeklarowany gej: jego emocjonalna zwrotka w „Junky” na temat własnej orientacji seksualnej do dziś wywołuje ciarki na plecach.
Czekając na autentyczność
Niestety, mimo różnych podejrzeń na pierwszy oficjalny coming out na scenie rapowej raczej się nie zapowiada. Aż dziwne, jak dużo osób dało się za to złapać na fałszywy coming out Kozy: rapera, który podpierał się lewicowymi poglądami, a do tego chętnie wypominał polskim raperom seksizm oraz homofobię. Tak jak wypomniał Białasowi, nie pierwszy zresztą raz, jego wersy na temat plucia w twarz gejom, przy jednoczesnej akceptacji lesbijek (w ogóle temat postrzegania lesbijek w polskim rapie jest na zupełnie osobny artykuł, ale stereotyp tej, która „tak naprawdę potrzebuje bolca od prawdziwego mężczyzny”, jest w środowisku równie silny). Kiedy we wrześniu 2019 Koza napisał na jednym z portali internetowych „GlamRap, sami napiszecie, że zrobiłem coming out, czy wam nagłówek podyktować”, wielu raperów łyknęło to bez żadnego zastanowienia.
Tak jak Kacper HTA, który dał wciągnąć się w prowokację, wypowiadając się niczym półgłówek: „Wyobrażacie sobie rapera, z którym ktoś się beefuje i w trakcie kłótni mówisz mu ‘chuj ci w mordę’, a on odpowiada ‘dobra’”? Nawet jeżeli później za to przeprosił, pokazał pewien sposób myślenia tkwiący mu w głowie: bycie gejem to dla niego nie tyle orientacja seksualna jakiejś osoby, ile niezidentyfikowane osobowo zagrożenie dla własnej tożsamości, pozbawione jakichkolwiek uczuć wyższych. Dodatkowo zapewne zmanierowane. Nie jest to obraz wzięty znikąd, bo tak chociażby Hollywood pokazywało gejów przez wiele dekad. Ale pomyślmy, czy gdyby Kacper HTA zarysował sytuację dissowania się z kobietą zamiast z gejem, to ta wypowiedź faktycznie wydawała mu się tak inteligentna, by nie miał oporów ją publikować? I czy faktycznie każdy gej lub każda kobieta chcieliby obciągnąć Kacprowi HTA?
Sama prowokacja została ze strony środowiska LGBTQ oraz jej zwolenników odebrana… różnie. Emilia Stachowska wypowiada się raczej w neutralnym tonie: „W tej prowokacji najważniejsze było dla mnie to, z jakim odbiorem się ona spotkała. Nie sądzę, aby bezpośrednim celem było ośmieszanie środowiska LGBT. Raczej chodziło o wbicie kija w mrowisko oraz pretekst do dyskusji, która wprowadzi nową narrację dotykającą tych najmocniej utrwalonych stereotypów”.
Karol Ludwikowski reaguje jednak dużo bardziej emocjonalnie: „Proponuję Kozie mały eksperyment: niech przez całe swoje życie ma jakiś swój własny sekret. Ale taki, którego ujawnić nie może absolutnie nikomu, bo grozi mu za to całe spektrum złych rzeczy – od bycia wyrzuconym z domu i odrzuconym przez swoją rodzinę, po ostracyzm ze strony społeczeństwa i utratę pracy. Więc nikomu o tym nie mówi, drży ze strachu, że ktoś się o tym dowie, wysłuchuje wrednych dowcipów na temat swojego sekretu u innych ludzi i coraz bardziej żyje w zaprzeczeniu i kłamstwie. Wtedy może zrozumie, jaką głupotę zrobił ze swojego ‘happeningu’”.
Słowo „happening” pasuje tu idealnie – po zbliżeniu się do środowisk Partii Razem czy Krytyki Politycznej, Koza nieoczekiwanie został oskarżony przez swoją byłą partnerkę o molestowanie, manipulatywność oraz zakłamywanie wizerunku. I o ile przypadek Kartky’ego został przemilczany głównie z powodu ślepego oddania fanów, którzy ignorowali pojawiające się od 2015 roku pogłoski, tak wydaje się, że spora część fanów Kozy to ludzie, którym spodobała się nie tyle jego muzyka, ile kontra do panujących narracji. I nie wybaczą tak łatwo tego, że – mówiąc co innego – sam dał się w nie wpisać.
Na koniec wracam do klasyków gatunku: czy zasłanianie obraźliwych, homofobicznych tekstów konwencją wystarcza? Najmocniejszej odpowiedzi udziela mi Piotr Dobry: „Nie wystarcza, podobnie jak nie wystarcza w przypadku seksizmu. Przy czym sprawa jest zniuansowana, bo w Polsce nigdy nie występowała kultura PIMP-ów, nie rozumiemy, że „nigga” ma inny wydźwięk w ustach Afroamerykanina niż w przypadku białego. Wiele rzeczy odbiera się tu inaczej, bo raperka określająca się per „bitch” to co innego niż „dziwki”, „dupy”, „suki” i „szmaty” w tekstach raperów”. Pytam więc, jak godził słuchanie rapu z homofobicznymi tekstami? „Kiedy zaczynałem go słuchać w połowie lat 90., takie teksty były na porządku dziennym, przeważnie puszczało się je mimo uszu, a niekiedy nawet stanowiły powód do uciechy z koleżkami.
Ale byłem wtedy gówniarzem. I ignorantem”.
Rafał „Raph” Samborski